sobota, 10 maja 2014

WYŚCIG AUTOSTOPOWY DO CZARNOGÓRY

Dnia 26 kwietnia 2014 roku wyruszyłam na podbój Czarnogóry. Wzięłam tym samym udział w gliwickim wyścigu autostopowym organizowanym przez Politechnikę Śląską – PoliCzarnogóra.
Z Anią na Starcie ;-)

Ostatnie grupowe zdjęcie i 3... 2... 1... Start!

Plan był taki: dojechać jak najszybciej do Tivatu (meta wyścigu), wygrać główną nagrodę i ruszyć na zwiedzanie Montenegro. Ale jak okazało się to w praktyce nie było to takie łatwe… tak plus minus dojazd zajął nam 60 h. Po drodze nie obyło się bez wielu atrakcji, ale o tym zaraz.
Na majówkowy wyjazd miałam tylko tydzień, bo od razu po majówce pracowałam. Na wyścig wybrałam się z Anną Grr, która sama mnie na wyścig namówiła. Przeanalizowałyśmy wszystkie wyścigi, które wyruszały z Polski w okresie około majówkowym (Wrocław-Valencia, Poznań-Amsterdam, Sopot-Piran, Kraków-Zadar, Gliwice-Tivat) i wybrałyśmy właśnie ten kierunek. Dlaczego? Miejsce, termin oraz kameralność wyścigu (tylko 100 par).
Co było w wyścigu fajnego? To, że ciągle po drodze spotykałyśmy innych uczestników wyścigu, czy to na stacjach benzynowych czy machających z aut samochodów. Było to fajne uczucie, kiedy widzieliśmy niebieskie koszulki… „O nasi!”.
Pierwszy dzień poszedł super, mimo to zwątpień nie brakowało. Gdzieś w Słowacji myślałam o powrócie do Polski… padało, było zimno, nikt nas nie brał, aż do momentu polskiego kierowcy tira, który przewiózł nas przez Słowację i całe Węgry. Na pierwszy nocleg dojechaliśmy do granicy węgiersko-słoweńskiej, gdzie oczywiście byli już „nasi”, za stacją rozbiliśmy mały polski kemping i już zaczęliśmy polską integrację. 

Gdzieś na bezdrożach Słowacji, jeszcze z nadzieją ;-p
Wieczorna degustacja słoweńskiego piwa

Po nocy w hotelu ****

Drugi dzień to było prawdziwe zwątpienie autostopowicza, typu: „nigdzie dziś nie pojadę”, „wracam do domu jeśli za 5 minut nikt się nie zatrzyma”, „po co w ogóle wyjeżdżałam z domu”, „kończą mi się kabanosy z Polski”, itp. Podsumowując ten dzień przejechałyśmy ok 200. Kolejny nocleg na kolejnej stacji w ósemkę polskich wyścigowiczów. Na stacji zostaliśmy przywitani niczym jak królowie: muzyka została pogłośniona na nasze życzenie, dostaliśmy kubeczki oraz pieniądze na zakup kolejnego piwa i ciepły nocleg w restauracji. 

Zasada dziewczyn: "wszystkie pieniądze jakie dostaniemy wydamy na piwo"

Kolacja na stacji ;-)

Trzeci dzień był całkowitym przeciwieństwem poprzedniego. Już o 9 rano złapaliśmy macedońskiego kierowcę tira mówiącego po polsku, który jechał bezpośrednio na metę wyścigu. Pojechaliśmy z nim w czwórkę autostopowiczów, czyli pięć osób w kabinie. Moja radość nie miała końca, kiedy uzmysłowiłam sobie, że spod stolicy Chorwacji - Zagrzebia jedziemy bezpośrednio do Tivatu!!!

Bo z tira wszystko widać lepiej ;-)

Uśmiechnięta trójka autostopowiczów z macedońskim kierowcą ;-)

I cóż! Tak to, po trzech dniach byłam w Czarnogórze! Na mecie 40! Na pobyt w Montenegro miałam 2 całe dni i 2 dni połówkowe. Wykorzystałam je w ciągu dnia na zwiedzanie, a ciągu nocy na integrację z polskimi wyścigowcami. O zwiedzaniu Czarnogóry autostopem oraz o magicznym powrocie do Polski, przeczytacie w oddzielnych wpisach.

Szczęśliwa!!! Uśmiechnięta!!!  Opłacało się!!! w: Boka Kotorska

            
   Liczbowe podsumowanie:
·         Na mecie: 40/102 pary 
·         Kilometry łącznie: ok. 3500
·         Czas: 8 dni
·         Liczba złapanych stopów ogółem: 42
·         Najdłuższy dystans: 630 km
   Narodowości kierowców: polska, czeska, słowacka, chorwacka, słoweńska, macedońska, czarnogórska, serbska.
  
   Na koniec chce Wam pokazać moje emocje jak płynę promem po Zatoce Kotorskiej w Czarnogórze, a od mety dzieli mnie paręset metrów. Emocję z czasem opadają, więc warto kręcić filmiki, dla uwiecznienia tego co przeżywamy :-)



· 


3 komentarze: