Pogoda może nie była wymarzoną jak na majówkowy wypad na Bałkany,
ale za to urzekła mnie klimatem deszczowym i milionem intensywnych zapachów.
Dwa dni uważam, że to stanowczo za mało, żeby zwiedzić Czarnogórę,
ale nie ma co narzekać tylko zwiedzać! Udało mi się odwiedzić: Kotor, Tivat, Budvę
i Sveti Stefan. Przepiękne malownicze zatoki, góry w południowo – wschodniej części
oraz jezioro szkoderskie zobaczyłam z okien samochodów dnia trzeciego -
powrotnego.
To czego nie można przekazać zdjęciami, ani nawet filmem jest
zapach. Podczas tej podróży towarzyszyły mi przecudowne zapachy wiosny: zapach
kwiatów, zapach młodych liści, zapach lasu, zapach wiatru, zapach morza, zapach
wiosennej mżawki, zapach smażonej ryby.
Zatoka Kotorska i "Vela latina"
Kwiatki o niesamowicie intensywnym zapachu
Inne pachnidełka
Maki na górze nad Kotorem
Drugą rzeczą którą ciężko opisać
słowami są smaki: smak ryby podanej z oliwą ze świeżym czosnkiem, smak zimnego
piwa, smak wina Vranac smak truskawek pierwszych w tym roku, smak pieroga z
serem smażonego na tłuszczu, smak mini „pomarańczy”, smak rakiji
czarnogórskiej.
W centrum Starego miasta znalazłam restaurację na przepięknym placyku, z widokiem na kościół z kamienia gdzie postanowiłam zjeść dobry obiad. Mam taką zasadę podczas moich podróży, że na jedzeniu nie oszczędzam. W podróży jem różne rzeczy, konserwę z Polski albo parówkę ze stacji, ale jak już jestem w miejscu docelowym nie szczędzę sobie na przyjemności, takie jak: obiad z rybki w Kotorze czy kawa na plaży w Budvie.
Smak zimnego czarnogórskiego piwa
Pan Kelner kroi rybkę podaną z oliwą z czosnkiem i ziemniaczkami ze szpinakiem
Mmm.... kawa na plaży
Pierwszy dzień zwiedzania odbył się w tempie, które lubię
najbardziej. Po śniadanku nie zbyt wczesnym wyruszyłam na wycieczkę do Kotoru,
oddalonego od kempingu kilkanaście kilometrów, część gdrogi pokazałam
autostopem, a drugą część na piechotę, z czego się niezmiernie cieszę, obraz
Zatoki Kotorskiej był niesamowity. Skąpana w mgle, wysokie majestatyczne góry
były odcięte w połowie przez białe chmury, zapach białych kwiatów towarzyszył
mi podczas całego spaceru i lekka mżawka na twarz.
Zatoka Kotorska
Stary garbusek z aureolką :)
Sam Kotor jest malutki, ale bardzo urokliwy. W murach starego
miasta znajdują się urocze domki i wąskie uliczki. Wszystkie domy zrobione są z
kamienia, a dachy pokryte czerwoną dachówką co nadaje im klimatu.
Stare miasto w Kotorze
Nad miastem można wspiąć się na wysoką górę, której rozciąga się
przepiękny widok na Kotor oraz na całą zatokę Kotorską. Opłata wynosi 3 Euro,
ale jak później się okazało da się wejść na górę od drugiej strony i nie płacić
nic. Po obiedzie, pełna sił ruszyłam na szczyt. W połowie drogi złapał mnie
deszcz, a że mój gustowny płaszcz zostawiłam w restauracji. Przemokłam, ale
widoki rekompensowały mi niedogodności.
Widok na Kotor z góry
Widok na całą Zatokę Kotorską
Ucieszona, bo zrobiła ładne zdjęcie :D
Po zejściu z góry jeszcze tylko odwiedziłam sklep z giftami i
dlatego, że dzień zbliżał się ku końcowi udałam się w kierunku kempingu. Na targu
kupiłam worek owoców: truskawek, gruszek, pomarańczy, bananów i zjadłam to
wszystko na zasłużony deser nad wodą z widokiem na Kotor i górę widokową nad
nim.
Kotor nocą
Po powrocie na kemping czekała mnie Impreza Powitalna z wręczaniem
nagród dla najszybszych w wyścigu. Gratuluję serdecznie zwycięzcom! Wygrani
cieszyli się z otrzymanych nagród, a wszyscy cieszyliśmy nasze brzuszki
mięskiem z grilla i winem czarnogórskim.
„Kto idzie na molo?”. Kolejna część imprezy odbywała się na molo,
a że jeszcze nie kąpałam się w zatoce, postanowiłam to zrobić. Próbowałam na
ten świetny pomysł namówić więcej osób, ale niestety nikt nie był na tyle
odważny, nazwijmy to w ten sposób. Więc nie myśląc dużo, przy wielkiej uciesze
moich kompanek podróży, wskoczyłam do wody, opłynęłam planowaną bojkę i
wróciłam na molo. Kolejną część tej imprezy spędziłam w toalecie biorąc gorący
prysznic. Uwierzcie mi, woda była bardzo zimna, w zimniejszej nie kąpałam się
nigdy. Była kupa śmiechu, sporo śpiewów do widelca (The Widels) w toalecie. Ten
wieczór na pewno będę pamiętać długo!
Kompanki-podróżniczki :D na molo :D
Następnego dnia świeciło piękne słońce. Na kempingu autostopowym
wszyscy wstali z uśmiechem na twarzy i od rana leciała głośna muzyka. Na ten
dzień zaplanowałam wycieczkę na zwiedzanie Budvy i Wyspy Sventi Stefan. Dwoma
stopami dojechałam do Budvy, potem taksówką na stopa na wyspę Sventi Stefan.
Wróciłam natomiast do Tivatu z polską parą turystów, którzy byli tak zaskoczeni
i szczęśliwi jak zatrzymując się dla nas okazało się, że jesteśmy polkami.
W Tivacie dzień zaczęłam od truskawek i lodów, potem od spaceru po
Budvie. Miasteczko ładne, ale już nie tak urokliwe jak Kotor, który jednak
zrobił na mnie powalające wrażenie. Budva też ma Stare Miasto otoczone murami,
wąskie uliczki, kamienne ściany domów, dużo błąkających się kotów. Czuło się
bardziej turystyczność i kurortowość tego miasta, więcej turystów. Budva jest
położona w niewielkiej zatoczce, ale ma dostęp do otwartego Morza Adriatyckiego.
Krajobraz dopełniają majestatyczne góry schodzące do morza. Kolejnym punktem
była wysepka Sventi Stefan, która jest takim pocztówkowym miejscem w
Czarnogórze. Obecnie na wyspę nie można wejść jako zwiedzający, ponieważ
znajduje się tam hotel. Do samej wyspy prowadził przepiękny park, zadbany co
jednego źdźbła i listka.
Plaża w Budvie
Budva
Latająca z chmurkami!
Tańcząca z chmurkami!
Tańcz z Chmurką !
Sveti Stefan
Po wesołym powrocie na kemping z „naszymi autostopowiczkami”, spakowałyśmy
z Anią swoje manatki, pożegnałyśmy się ze wszystkimi i ruszyłyśmy na nocleg w
Kotorze, gdzie dostałyśmy zaproszenie od Agi, Hani i Mileny.
Milena, Agi i Hania
Już w Kotorze w supermarkecie spotkałyśmy „naszych”, potem na
przystanku znowu „naszych” i tak dotarłyśmy pod bramę wejściową na Stare
Miasto. Jak dziewczyny wyszły po nas, wpadłyśmy na pomysł zapytania miejscowego
policjanta czy w Czarnogórze jest dozwolone picie piwa na ulicy. Okazało się,
że tak, więc piłyśmy jedno piwo na spółkę rozmawiając z przemiłym policjantem.
Niestety on nie mógł bo był na służbie.
Dzień zakończyłyśmy degustacją czarnogórskiej śliwowicy w barze oraz rozmowami
o życiu do późnych godzin nocnych razem z dziewczynami w klimatyczno-
artystycznym mieszkaniu na Starym Mieście Kotoru.
Z
cyklu „Porady dla przyszłego podróżnika”:
·
W Czarnogórze jest euro. Tak!
Moneta euro! Dlaczego skoro Czarnogóra nie jest w Unii Europejskiej? Jak
tłumaczyli mi miejscowi są bardzo pro unijni i są zadowoleni z wprowadzenia
euro.
·
Czarno Górczycy często używają klaksonu
w samochodzie. Ma to wyraz pozdrowienia kierowcy, który jedzie z naprzeciwka.
·
W języku polsko-czarnogórskim
spokojnie można się porozumieć. Ale trzeba uważać na kilka słów pułapek. Na
przykład: W języku czarnogórskim: prawo znaczy prosto, a godzina to rok.
·
Mieszkańcy Czarnogóry generalnie
lubią Polaków. Nie spotkałam się z negatywnym nastawieniem do naszej
narodowości, inaczej wypowiadają się w stosunku do Rosjan: „Polaki super!
Rusjanie ne!”.
·
Turystycznie są przygotowani na
Polaków, w informacjach turystycznych są foldery w języku polskim, w sklepach z
pamiątkami przewodniki po polsku. Na ulicach też często słychać nasz język.
Jest to modny kierunek wycieczkowy Polaków w Europie.
·
Krajobrazowo… państwo
niesamowicie ładne, pokryte prawie w całości górami, kanionami z rwistymi
rzekami na dole, jeziorami.
·
Często pada….? Tak myślałam, ale
jednak to ja miałam pecha i trafiłam na „porę deszczową”. Zazwyczaj jest tam
ładna pogoda, lata długie i suche.
·
Jest bardzo dużo autostopowiczów
na poboczach, ale nie takich z plecakami, tylko normalni ludzie, który używają
tej formy transportu aby dojechać do pracy czy do domu.
·
Ceny są porównywalne jak w Polsce
albo i tańsze, jeśli nie patrzymy na ceny w miejscowościach turystycznych. Np.
za 3 kawy i 3 wody w restauracji w centrum kraju zapłaciliśmy 2.50 euro.
·
Niebezpiecznie? Nie
powiedziałabym! Czułam się tam bardzo dobrze i bezpiecznie.
·
Podróż w przeszłość. Czasami
czułam się, jakby cofnęła się do czasów Polskiej Komuny, mino, że jej nigdy nie
doświadczyłam, bo urodziłam się już w Polsce Wolnej i Demokratycznej. Garbusy
na ulicach itp.
W
kolejnym wpisie opiszę jak mijał mi powrót do Polski.
Do
zobaczenia!