piątek, 4 lipca 2014

PODRÓŻUJ JEDZ I JEŹDZIJ NA SKUTERZE



„PODRÓŻUJ JEDZ I JEZDZIJ NA SKUTERZE”

Czy ten tytuł coś Wam przypomina? Może popularną książkę lub film o tytule „Eat Pray Love” albo książkę Beaty Pawlikowskiej „Podróżuj, módl się i kochaj”?




Jak powstał tytuł artykułu? W kolejności wyglądało to tak. Najpierw przeczytałam książkę Pawlikowskiej, potem przeżyłam podobną historię jak ona tyle, że podczas mojej podróży na Sardynię. A po powrocie obejrzałam film, gdzie 1/3 akcji dzieje się właśnie we Włoszech. Obydwa te tytuły zainspirowały mnie to stworzenia własnego tytułu podsumowującego jedną z części podróży, a mianowicie pobytu w Cagliari – stolicy wyspy.

Słowa Pawlikowskiej dźwięczały mi w głowie przez całą podróż: 
„Kiedy jestem w podróży, chcę należeć do tego świata, który mnie otacza. W każdej sekundzie, w każdej sytuacji i przez cały czas.”


PODRÓŻUJ

W słowie podróżowanie, dla mnie znajduje się „poznawanie ludzi”. Już na lotnisku byłam otwarta na świat, który mnie otaczał. Poznałam tam Polkę erasmuskę – Klaudię przy biletomacie szukając pomocy przy kupnie biletu do centrum Cagliari. To jest niesamowite w podróżowaniu samemu, że jesteś dużo bardzo otwarty na świat wokół Ciebie. Jeśli jedziesz gdzieś z kimś, skupiasz się na tej drugiej osobie, a nie ma korzystaniu z okazji na poznanie ludzi na ulicy. Tak było z Klaudią. Już w pociągu z lotniska umówiłyśmy się na następny dzień, że pojedziemy razem autostopem na piękną plażę oddaloną o 80 km od Cagliari. Wymieniłyśmy się numerami i następnego dnia ruszyłyśmy w poszukiwaniu przygód i ciekawych ludzi. Oprócz pięknych widoków, najcenniejszym doświadczeniem tego dnia było spotykanie Włochów i próba zrozumienia włoskiego. W ciągu jednego dnia, mogę powiedzieć, że zaczęłam rozumieć po części włoski i komunikowałam się w prostych konwersacjach. Oczywiście pomogła mi w tym znajomość języka hiszpańskiego, który jest bardzo podobny do włoskiego.

Również podczas samotnego spaceru po centrum historycznym Cagliari o wąskich uliczkach poznałam pewnego chłopaka. Siedział na schodach, a ja próbowałam uchwycić piękną panoramę na miasto i port. Spojrzał na mnie z zaciekawianiem jakby pomyślał, „ciekawe kim ona jest i co tu robi?”. Zachęciło mnie to do odezwania się i zapytania o napis na murze w języku włoskim, którego wtedy jeszcze nie rozumiałam. Ów chłopak podniósł się energicznie i zaczął tłumaczyć napis na język angielski. Z twarzy nie przypominał sardyńczyka, może bardziej Włocha z północy. Jak się szybko okazało był właśnie z Sardynii w 100%, mówił bardzo dobrze po angielsku, był w moim wieku i można powiedzieć wiódł podobne życie, typu Erasmus, podróże, w pogoni za szczęściem i z chęć na poznawanie nowych ludzi. Była to dla mnie bardzo inspirująca rozmowa, taka normalna jak z kolegą od lat, pożyczyliśmy sobie miłego dnia i rozstaliśmy się jak starzy znajomi, którzy się jeszcze zobaczą.

Do Cagliari wróciłam po pięciu dniach zwiedzania środkowej i północnej części wyspy. Zatrzymałam się za drugim razem u Klaudi - dziewczyny poznanej jeszcze na lotnisku. Po ugotowaniu włoskiej pasty pojechałyśmy na plażę na plażing oczywiście, ale też spotkać się z innymi Erasmusami mieszkającymi w mieście. Wyjście na plaże przeciągnęło się do wieczora i udałyśmy się na fortyfikacje miasta - Bastione. Jest to miejsce spotkań młodych ludzi aby wypić piwo i pogadać wieczorową porą. I tak w międzynarodowym towarzystwie przesiedziałyśmy do rana.

JEDZ

O jedzeniu nie będę zbyt wiele pisać w tym miejscu, bo napisałam już oddzielny artykuł „Cucina Italiana”, gdzie dokładnie opisuje czego spróbowałam na tej wspaniałej wyspie. 

Chcę jednak dodatkowo podkreślić, że nie chodzi tu o to, żeby jeść, bo jesteś głodny. Chodzi to, żeby przez potrawy poczuć smak danego miejsca, żeby nauczyć się celebrować chwilę jaką jest wspólne siedzenie przy stole i spożywanie posiłków. Włochy okazały się doskonałym miejscem, żeby zrozumieć, może po raz kolejny, jak ważne jest jedzenie w życiu społecznym każdego człowieka. Jest to chwila na spotkanie z bliskimi, na zatrzymanie się w biegu dnia codziennego, na docenienie prostych rzeczy jakimi jest rozmowa i możliwość dzielenia się.

JEZDZIJ NA SKUTERZE

„Wylądowałam w raju… miałam plecak podręczny… mój gospodarz, którego właśnie poznałam odrzekł, że pojedziemy motorem, z moją torbą of course, no problem…. Usiadłam więc z tyłu i pojechaliśmy. Kierowca z wielką torbą między nogami, śmigające obok samochody, skręcanie w prawo z lewego pasa i odwrotnie, brak kierunkowskazów i turystka na tylnym siedzeniu. Miałam ze strachu tak szeroko otwarte oczy, że kiedy dwadzieścia minut później motor się zatrzymał i mogłam zsiąść, kierowca zaczął się śmiać i powiedział, że się przyzwyczaję.” (Pawlikowska, str.37-38). I tak też się stało, z każdym razem czułam się bardziej komfortowo i zaczęłam podziwiać widoki w około. 

Słowa, które zacytowałam idealnie oddają rzeczywistość jaka zastała mnie w Cagliari. Na placu w centrum miasta umówiłam się z poznanym przez Internet Hostem ze strony Couchsurfingu.  Tak właśnie się składało, że przyjechał po mnie swoim skuterem. Nie dodałam chyba, że był to mój pierwszy raz jak siedziałam na skuterze czy innym motorze. Zmieścił mój plecak miedzy swoje nogi z przodu, dał mi kask, kazał się trzymać i pojechaliśmy do jego domu oddalonego parę kilometrów poza miastem na osiedlu przy plażą. 

Nic nie było w tym strasznego (może!), gdyby nie fakt, że Cagliari jest położone na siedmiu wzgórzach podobnie jak Istambuł. I żeby dojechać do domu hosta musieliśmy jechać przez wąskie uliczki, pełne samochodów w godzinach szczytu i co najgorsze raz mocno pod górkę, a za drugim razem mocno z górki. Miałam zaufanie do mojego hosta, ale przerażał mnie momentami styl jazdy Włochów, bez przestrzegania norm, jak dla mnie. Oni się w tym odnajdują, dla mnie było to nowe doświadczenie widziane w odległości kilku centymetrów od innych samochodów.  

Giangi, bo tak miał na imię mój Host, po zostawieniu rzeczy w domu zabrał mnie oczywiście znowu skuterem do centrum, gdzie sam udał się do pracy, a mnie wysłał na zwiedzanie Starego Miasta. Po jego pracy poszliśmy na piwo z jego znajomymi Włochami, co trwało do późnych godzin nocnych zmieniając bary, miejsca i znajomych Giangiego. Wszędzie jeździliśmy skuterem, co było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Widział w ciągu jednego popołudnia i nocy chyba całe miasto, w dzień i w nocy.

Do Cagliari tak jak pisałam wyżej wróciłam jeden dzień przed wylotem, ale już nie jeździłam skuterem tylko zwiedzałam stolicę z okien autobusu i pieszo.


FOTORELACJA

Wyżej wymienione wspomnienia i doświadczenia nie mogłam sfotografować ze względu na ich charakter, dlatego postanowiłam je opisać słowami, aby nie stały się ulotne.

            Dodatkowo załączam zdjęcia, które też tworzą swoiste podsumowanie pobytu w Cagliari. 
Ale nie znajdziecie tu zdjęć: jak poznaje ludzi na ulicy, jak wygląda mina kierowcy, który zatrzymuje się jak widzi autostopowiczki, jak uczę się włoskiego, jak jeżdżę na  skuterze czy jak smakują włoskie potrawy.
Ale dokumentację miejsc oraz niektórych emocji, na które gorąco zapraszam!



Widok z Bastione

Cagliari położone na siedmiu wzgórzach


Ptak mewopodobny i widok na miasto i Solinas - czyli miejsce do produkcji soli

Widok na Stare Miasto


Oleander <3
Widok na port jachtowy
Fioletowe kwiaty wszechobecne w całym mieście


Port prawie jak w Cartagenie (Hiszpania) i wspomnienia z wolontariatu wróciły

Wąskie uliczki Starego Miasta


Bardzo dziwne zjawisko czyli słońce w bańce

z Klaudią na Spaggia Tuerreda

Bardzo wiało ale zamoczyć nóżki trzeba było ;-)

Lets jump!

Plaża Tuerredda

Jest OK!




Widok na plażę z góry

Tureccy Erasmusi w zabawie z dziećmi - Plaża w Cagliari 

Coca cola contra pragnienie!

Spiaggia Poetto

O zachodzie słońce - ostatni na wyspie


Flamingi

Z flagą Sardyniii

Zombi zza flagi

z Klaudią i Karoliną na Bastione

Polsko - Tureckie spotkanie we Włoszech ;-)

Arrivederci Sardegna!
"Ciao Piccola! Ricorda che non e un addio ha un arrivederci"
Napis na murze w tłumaczeniu na polski brzmi:
"Cześć Mała!
Pamiętaj, że to nie jest pożegnanie tylko do zobaczenia"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz